Przyszedł w końcu czas na porównanie dwóch redukcji, które już za mną. Zawsze podkreślam, że najważniejsze, abyśmy z każdych podjętych przez nas kroków/decyzji, wyciągali jak najwięcej wniosków. W planach miałam napisanie jednego obszernego posta dotyczącego zmian, jakie zaszły między zeszłoroczną a tegoroczną redukcją, jednak nazbierało się tak dużo tych różnic, że postanowiłam rozbić to na kilka postów, aby bardziej szczegółowo poruszyć każdy temat.
W dzisiejszym wpisie chciałabym skupić się na jednej z najistotniejszych moim zdaniem zmian, jakie zaszły, czyli krótko mówiąc dotyczącej mojego podejścia do tego, co robię.
Jeśli są osoby, które śledzą mnie od samego początku mojej przygody, to doskonale wiedzą, jakiego hasła byłam wyznawczynią- "100% albo nic". Na pierwszy rzut oka są to słowa, którą faktycznie mogą motywować. Gdziekolwiek nie wpisałam "motywujące cytaty", "motywacja", "motywacja do treningu" widziałam te słowa. Kiedy doszły do tego zdjęcia dziewczyn z super sylwetkami czy zawodniczek bikini fitness w tle, po prostu zaczęłam w to wierzyć. Na początku oczywiście wszystko było pięknie- dieta i trening dopięte na ostatni guzik każdego dnia. Nie było opcji, aby nie znaleźć sposobu na zrobienie treningu czy zjeść coś innego, niż było w moim "planie". Wychodziłam z założenia, że jeśli coś odpuszczę, to już nie będzie 100%, a to oznacza "nic". Fakt, efekty były zadowalające, ale wiadomo, że chciało się więcej i więcej. O wyjściu na rodzinny obiad czy kawałku ciasta u babci nie było mowy, jeśli nie był to mój cheat day. Z początku pękałam z dumy, że potrafiłam być taka twarda, ale wiecie co? Tylko myślałam, że jestem. Bo w tym samym czasie, kiedy odmawiałam czegoś, na co naprawdę miałam ochotę, w mojej głowie było tylko: "spokojnie, do cheat day'a zostało jeszcze X dni, wtedy zjesz dwa razy więcej tych pyszności". Nie wiem, skąd wzięło się u mnie to myślenie, ale naprawdę ten system wydawał się idealny. To był jedyny dzień, kiedy zapominałam o haśle "100% albo nic". Co było potem? Na drugi dzień tak naprawdę oszukiwałam sama siebie- z jednej strony wmawiałam sobie, że przecież na to zasłużyłam, tak ciężko pracowałam cały miesiąc, więc nic się nie stało, a po chwili zaczynały się myśli "a może powinnam cały czas trzymać się swoich założeń, jak mogłam jednego dnia zjeść więcej niż jadam przez tydzień, to na pewno wszystko zepsuje" itp.. Oszukiwałam wszystkich dookoła i samą siebie, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Wiem, że jest tutaj sporo nowych osób, które śledzą mnie od niedawna i nie wszyscy może pamiętają te moje początki, dlatego wpadłam na pomysł, aby wrócić do tych starych postów na Instagramie i pokazać Wam jak to wyglądało.
Oprócz psychiki ucierpiało niestety wiele innych spraw- związanych głównie ze zdrowiem i życiem towarzyskim. Trzymając się tego rytmu- dieta i trening na 100%, nie zapominajcie, że miałam jeszcze wiele innych obowiązków tj. szkoła czy pomoc w domu. Każdą możliwą chwilę wykorzystywałam na sen. Wyobraźcie sobie, że mając dwie godziny na spotkanie z Krystianem, ja 1,5h potrafiłam przespać w każdym możliwym miejscu- czy to w domu, czy w parku na ławce. Tak właśnie mój organizm uwielbiał moje podejście "100% albo nic". Wtedy tego nie widziałam, ale krótko mówiąc po prostu się "zajeżdżałam". Do tego oczywiście "humorki na redukcji", czyli wkurzyć potrafiło byle co np. to, że mój chłopak może sobie zjeść kanapkę czy loda, a ja nie, bo dumnie czekałam na swój cheat day.
Teraz, kiedy tak na to patrzę zadaję sobie jedno proste pytanie: w imię czego to wszystko? Wtedy nawet nie myślałam o jakimkolwiek starcie w zawodach, a moje czyny i podejście w dużym stopniu przypominały działania osoby, która ma wyznaczoną datę i musi wyrobić się z formą. Czemu o tym piszę? Bo zbyt często widzę te same błędy u innych. Dostaję sporo wiadomości typu: "Nie wiem, co jest nie tak, daję z siebie każdego dnia 100%, często rezygnuję z wyjść z przyjaciółmi, aby niczego nie zepsuć, z jednej strony jestem dumna, ale czasem jestem już tym zmęczona" itp.. Co z tym zrobić? Przede wszystkim zmienić podejście! To jest właśnie ta różnica, która sprawia, że tegoroczną redukcję uznaję za bardziej udaną. Może efekt końcowy nie jest tak spektakularny jak ten z 2015r., ale czemu miałby być? Swój najbliższy start planuję za rok- może nawet dwa lata, bo wiem, jak wiele pracy przede mną. Więc do czego mi na dzień dzisiejszy tak mocno docięta forma, z tak niskim %bf, z jakim wychodzą zawodniczki na scenę? Miałam okazję rozmawiać z wieloma osobami z "naszego świata" i dosłownie każda z nich przyznała, że wiele mi nie brakowało do "startowej" formy, a przecież nie taki był mój cel. Warto było aż tak się poświęcać? Dziś mówię, że nie. W tym roku całkowicie zmieniłam swoje myślenie. Nic mnie nie goniło, robiłam to wszystko dla siebie- nie udało mi się zrobić treningu- nie płakałam. Wiedziałam, że jutro mogę to nadrobić, świat się nie zawalił. Tak samo z dietą- nie było już wyznaczonego jednego dnia w miesiącu, kiedy rzucałam się dosłownie na wszystko, co było w zasięgu wzroku, a to dlatego, że po pierwsze- wprowadziłam do diety o wiele więcej produktów, które całkowicie zaspokajały mój apetyt, nawet tych "zakazanych" i po drugie- kiedy miałam na coś ochotę, to po prostu ze spokojną głową jadłam- czy był to domowy obiad mamy, czy jakieś ciacho u babci. To, że tego konkretnego dnia dieta nie była na 100% nie znaczyło, że wszystko pójdzie na marne. Wiem, że nie jest to łatwy temat, bo sama na początku miałam z tym problemy, ale naprawdę warto się nad tym zastanowić. Zanim postanowisz sobie, że od dziś Twoim motto do działania jest hasło "100% albo nic" naprawdę pomyśl czy musisz aż tak się poświęcać, kiedy Twoim celem jest po prostu zadbanie o swoje ciało, poprawa sprawności, a nie wyjście na scenę. Super, jeśli jesteś osobą zdeterminowaną i gotową do walki- pamiętaj tylko, aby nie wpaść w pułapkę błędnej motywacji, którą moim zdaniem to hasło niestety jest.
Mam nadzieję, że mocno nie zanudziłam i że ktoś dotrwał do końca :D Będzie mi bardzo miło, jeśli udzielicie się w komentarzach- jak Wy do tego podchodzicie, czy mieliście takie same problemy, również mile widziane opinie jak podoba Wam się taka forma postów i o czym chcieliście poczytać w kolejnych wpisach. :)