sobota, 25 czerwca 2016

Redukcja 2015 vs. 2016- 100% albo nic #BŁĄD 1

Hej! :)

Przyszedł w końcu czas na porównanie dwóch redukcji, które już za mną. Zawsze podkreślam, że najważniejsze, abyśmy z każdych podjętych przez nas kroków/decyzji, wyciągali jak najwięcej wniosków. W planach miałam napisanie jednego obszernego posta dotyczącego zmian, jakie zaszły między zeszłoroczną a tegoroczną redukcją, jednak nazbierało się tak dużo tych różnic, że postanowiłam rozbić to na kilka postów, aby bardziej szczegółowo poruszyć każdy temat.

W dzisiejszym wpisie chciałabym skupić się na jednej z najistotniejszych moim zdaniem zmian, jakie zaszły, czyli krótko mówiąc dotyczącej mojego podejścia do tego, co robię.

Jeśli są osoby, które śledzą mnie od samego początku mojej przygody, to doskonale wiedzą, jakiego hasła byłam wyznawczynią- "100% albo nic". Na pierwszy rzut oka są to słowa, którą faktycznie mogą motywować. Gdziekolwiek nie wpisałam "motywujące cytaty", "motywacja", "motywacja do treningu" widziałam te słowa. Kiedy doszły do tego zdjęcia dziewczyn z super sylwetkami czy zawodniczek bikini fitness w tle, po prostu zaczęłam w to wierzyć. Na początku oczywiście wszystko było pięknie- dieta i trening dopięte na ostatni guzik każdego dnia. Nie było opcji, aby nie znaleźć sposobu na zrobienie treningu czy zjeść coś innego, niż było w moim "planie". Wychodziłam z założenia, że jeśli coś odpuszczę, to już nie będzie 100%, a to oznacza "nic". Fakt, efekty były zadowalające, ale wiadomo, że chciało się więcej i więcej. O wyjściu na rodzinny obiad czy kawałku ciasta u babci nie było mowy, jeśli nie był to mój cheat day. Z początku pękałam z dumy, że potrafiłam być taka twarda, ale wiecie co? Tylko myślałam, że jestem. Bo w tym samym czasie, kiedy odmawiałam czegoś, na co naprawdę miałam ochotę, w mojej głowie było tylko: "spokojnie, do cheat day'a zostało jeszcze X dni, wtedy zjesz dwa razy więcej tych pyszności". Nie wiem, skąd wzięło się u mnie to myślenie, ale naprawdę ten system wydawał się idealny. To był jedyny dzień, kiedy zapominałam o haśle "100% albo nic". Co było potem? Na drugi dzień tak naprawdę oszukiwałam sama siebie- z jednej strony wmawiałam sobie, że przecież na to zasłużyłam, tak ciężko pracowałam cały miesiąc, więc nic się nie stało, a po chwili zaczynały się myśli "a może powinnam cały czas trzymać się swoich założeń, jak mogłam jednego dnia zjeść więcej niż jadam przez tydzień, to na pewno wszystko zepsuje" itp.. Oszukiwałam wszystkich dookoła i samą siebie, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Wiem, że jest tutaj sporo nowych osób, które śledzą mnie od niedawna i nie wszyscy może pamiętają te moje początki, dlatego wpadłam na pomysł, aby wrócić do tych starych postów na Instagramie i pokazać Wam jak to wyglądało.





















Oprócz psychiki ucierpiało niestety wiele innych spraw- związanych głównie ze zdrowiem i życiem towarzyskim. Trzymając się tego rytmu- dieta i trening na 100%, nie zapominajcie, że miałam jeszcze wiele innych obowiązków tj. szkoła czy pomoc w domu. Każdą możliwą chwilę wykorzystywałam na sen. Wyobraźcie sobie, że mając dwie godziny na spotkanie z Krystianem, ja 1,5h potrafiłam przespać w każdym możliwym miejscu- czy to w domu, czy w parku na ławce. Tak właśnie mój organizm uwielbiał moje podejście "100% albo nic". Wtedy tego nie widziałam, ale krótko mówiąc po prostu się "zajeżdżałam". Do tego oczywiście "humorki na redukcji", czyli wkurzyć potrafiło byle co np. to, że mój chłopak może sobie zjeść kanapkę czy loda, a ja nie, bo dumnie czekałam na swój cheat day.

Teraz, kiedy tak na to patrzę zadaję sobie jedno proste pytanie: w imię czego to wszystko? Wtedy nawet nie myślałam o jakimkolwiek starcie w zawodach, a moje czyny i podejście w dużym stopniu przypominały działania osoby, która ma wyznaczoną datę i musi wyrobić się z formą. Czemu o tym piszę? Bo zbyt często widzę te same błędy u innych. Dostaję sporo wiadomości typu: "Nie wiem, co jest nie tak, daję z siebie każdego dnia 100%, często rezygnuję z wyjść z przyjaciółmi, aby niczego nie zepsuć, z jednej strony jestem dumna, ale czasem jestem już tym zmęczona" itp.. Co z tym zrobić? Przede wszystkim zmienić podejście! To jest właśnie ta różnica, która sprawia, że tegoroczną redukcję uznaję za bardziej udaną. Może efekt końcowy nie jest tak spektakularny jak ten z 2015r., ale czemu miałby być? Swój najbliższy start planuję za rok- może nawet dwa lata, bo wiem, jak wiele pracy przede mną. Więc do czego mi na dzień dzisiejszy tak mocno docięta forma, z tak niskim %bf, z jakim wychodzą zawodniczki na scenę? Miałam okazję rozmawiać z wieloma osobami z "naszego świata" i dosłownie każda z nich przyznała, że wiele mi nie brakowało do "startowej" formy, a przecież nie taki był mój cel. Warto było aż tak się poświęcać? Dziś mówię, że nie. W tym roku całkowicie zmieniłam swoje myślenie. Nic mnie nie goniło, robiłam to wszystko dla siebie- nie udało mi się zrobić treningu- nie płakałam. Wiedziałam, że jutro mogę to nadrobić, świat się nie zawalił. Tak samo z dietą- nie było już wyznaczonego jednego dnia w miesiącu, kiedy rzucałam się dosłownie na wszystko, co było w zasięgu wzroku, a to dlatego, że po pierwsze- wprowadziłam do diety o wiele więcej produktów, które całkowicie zaspokajały mój apetyt, nawet tych "zakazanych" i po drugie- kiedy miałam na coś ochotę, to po prostu ze spokojną głową jadłam- czy był to domowy obiad mamy, czy jakieś ciacho u babci. To, że tego konkretnego dnia dieta nie była na 100% nie znaczyło, że wszystko pójdzie na marne. Wiem, że nie jest to łatwy temat, bo sama na początku miałam z tym problemy, ale naprawdę warto się nad tym zastanowić. Zanim postanowisz sobie, że od dziś Twoim motto do działania jest hasło "100% albo nic" naprawdę pomyśl czy musisz aż tak się poświęcać, kiedy Twoim celem jest po prostu zadbanie o swoje ciało, poprawa sprawności, a nie wyjście na scenę. Super, jeśli jesteś osobą zdeterminowaną i gotową do walki- pamiętaj tylko, aby nie wpaść w pułapkę błędnej motywacji, którą moim zdaniem to hasło niestety jest.

Mam nadzieję, że mocno nie zanudziłam i że ktoś dotrwał do końca :D Będzie mi bardzo miło, jeśli udzielicie się w komentarzach- jak Wy do tego podchodzicie, czy mieliście takie same problemy, również mile widziane opinie jak podoba Wam się taka forma postów i o czym chcieliście poczytać w kolejnych wpisach. :)

23 komentarze:

  1. Bardzo podoba mi się Twoja zmiana myślenia i podejścia do tego wszystkiego. Mój chłopak z którym również chodzę na siłownię i ćwiczę od początku mi mówi o takie postawie. Nie musimy z niczego rezygnować. Osobiście jeśli mam na coś ochotę mam gdzieś to czy to jest zdrowe czy nie, ile ma kalorii, jakie ma wartości odżywcze, oczywiście z umiarem, nie spożywam takich "posiłków" na co dzień. Obserwuję Twój profil praktycznie od "początku" i jestem pełna podziwu, że dalej walczysz i się nie poddajesz. Pamiętam jak dziewczyny zaczęły na Ciebie "naskakiwać" kiedy postanowiłaś przejść na masę. Uważam, że to co zrobiłaś było słuszne i potrzebne, to tylko i wyłącznie Twoje ciało, Twoje decyzje, udowodniłaś, że ucząc się na swoich błędach możemy zajść daleko. Podziwiam Cię za to, że potrafiłaś zapanować nad swoją psychiką i mimo wszystko osiągać wyznaczone cele. Szanuję bardzo Cię za to, że jesteś jedną z nielicznych dziewczyn-fitnessek, którym nie odbija palma jeśli chodzi o *popularność*. Nie wytykasz innych palcami i zarażasz swoją pasją do sportu w sposób kulturalny, swoje treści przekazujesz od serca, a na Twoim profilu nie znajdują się zdjęcia *wulgarne*!! :) Życzę Ci przede wszystkim samych sukcesów, a także wytrwałości w osiąganiu wyznaczonych celów! https://www.instagram.com/radiolkaa/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za te słowa, jest to dla mnie ogromna dawka motywacji! :)
      Cieszę się, że moje działania są tak odbierane i na pewno nie zmienię swojego podejścia do tego wszystkiego, będę starać się jeszcze bardziej zarażać tą pasją i uświadamiać, że nie chodzi o bycie fit zawsze i na 100%! :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Też przez to przechodzilam... Nareszcie czuje się szczęśliwa i nie płaczę jak zjem za dużo, albo nie zrobię treningu. Czytając Twój post,czułam jakby to było o mnie! Super to wszystko ujełaś 😊 pozdrawiam bryczes_gym

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I o to chodzi! :)
      Pozdrawiam koleżankę z Instagrama! :*

      Usuń
  3. Super wpis!!! Obserwuję Cie na insta i jestem pełna podziwu za to jak zmieniłaś swoje nastawienie do całego świata "fit". Nie ukrywam ale zaczyna mnie przerażać jak nie którzy piszą "tylko czysta micha",liczenie makro,żadnego "czita", na wszystkie imprezy idą z pudłami...sorry ale to zaczyna być chore! Rozumiem,że ktoś startuje w zawodach ale taki przeciętny Kowalski,który prowadzi zdrowy tryb życia chyba nie musi świrować na punkcie makro. I tak jak napisałaś...zakładamy sobie,że za X dni będziemy mieli czita a rzucamy sie na wszystko a potem żale i wyrzuty caly dzien. Dodatkowo w taki "fit" świat zaczynają wkaraczać młode osoby,niepełnoletnie,które jeszcze dojrzewają i jak naczytają się tego wszystkiego to niedaleko do tej cienkiej granicy zaburzeń odżywiania. Jeszcze raz wielkie gratulcje za to co robisz i za ten post!!! Więcej takich wpisów,ktore będą uświadamiać przed takimi błedami i jak nie wpaść w pułapkę makro i liczenia kalorii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak pisałam- mi się wydawało, że tylko tak można osiągnąć swoje wymarzone efekty, co niestety nieźle namieszało mi w głowie. Wtedy nie było nic w tym złego, ale dziś jestem przerażona swoimi działaniami i jak piszesz- osoba, która nie przygotowuje się do zawodów, a robi wszystko w tym kierunku, to już lekka przesada. Niestety czasem i takie coś trzeba przejść, aby móc wyciągnąć z tego wnioski i więcej takich błędów nie popełniać.
      Dziękuję i działamy dalej! :)

      Usuń
  4. hej. od dawna obserwuję Cię na instagramie, dziś pierwszy raz zajrzałam na bloga. wpis dosłownie połknęłam! super napisane! masz racje, wiele osob boryka się z takim myśleniem, m.in. ja. Twój wpis dał mi dużo do myślenia, bo aktualnie jestem właśnie po takim cheat'cie.. po co sie tak katowac? dla kogo? duuuzo mysli w glowie, glownie pozytywnych i wcyiagajacych wnioski. dzieki!

    OdpowiedzUsuń
  5. Mega wpis, daje do myślenia! U mnie było podobnie, wiele razy zaczynałam, wszystko musiało byc dopięte, a jak cis nie wyszło to był mega dół. Na dodatek od dawna walczę z zaburzeniami odżywiania, wiec taka ścisła dieta powodowała u mnie wiecej napadów, wiecej zawalonych dni i wiecej dołów. Przeciez noe o to chodziło. Całkowicie zmieniłam myślenie i nastawienie, zaczęłam powoli, biorąc rozbieg, nabierając nawyków. Trzymam sie planu, ale jak mam na cos ochotę, a nie jest to mój czit, to to po prostu wliczam albo najzwyczajniej ide na spacer, ale to tez nie jest koniecznością! Najwazniejsze dla mnie było pokonać chorobę i zmienić myślenie, a efektem ubocznym jest lepsza sylwetka;) Pracy przede mna jeszcze mnóstwo, ale jak dotąd jeszcze nigdy nie udało mi sie zajść tak daleko z tak czysta głowa! Gratuluje i Tobie, ze wyciągnęłas z tej przygody wnioski! Obserwuje Cie prawie od początku i doceniam mega progres ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojna głowa najważniejsza, tak trzymać! :>
      Dziękuję za słowa motywacji :*

      Usuń
  6. Uwielbiam Cie najbardziej na świecie ��

    OdpowiedzUsuń
  7. Masz bardzo fajne podejście :) Tylko brać przykład :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Też tak miałam, redukacja, trening wszystko na 100%...efektem były rozwalone hormony, całkowicie zepsute relacje z jedzeniem,nadszarpnięte kontakty z ludźmi...ale na szczęście wyszłam z tego sama:) Teraz jem zgodnie ze swoją intuicją, a o liczeniu makro zupełnie zapomniałam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I o to właśnie chodzi- po prostu trzeba możliwe szybko się "obudzić" i wyciągnąć z naszych działań jak najwięcej wniosków + przestrzegać przed tym innych! :)

      Usuń
  9. Jejku jak dobrze ze napisałaś ten post! Też miałam w swoim życiu okres nadmiernej kontroli jedzenia, treningów i wiem że prowadzi to do poważnych zaburzeń.. hormony nie działają jak trzeba. Ciągła senność. Jakbym momentami czytała o sobie. Teraz zmieniam myślenie. Najważniejsze jest dla mnie świadome ćwiczenie, słuchanie swojego ciała gdy jest zmęczone i nie przejmowanie się tym że jem dużo (pomimo tego że odzywiam się bardzo zdrowo:)) priorytet to być zdrowym i zachować w sobie pierwiastek kobiecości ;) Jesteś świetnym przykładem dla młodych dziewczyn. Brawo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak- słuchanie swojego ciała najważniejsze! :)
      Dziękuję! :3

      Usuń
  10. Swietnie piszesz Aga! Nabrawde sensownie i od rzeczy. Bardzo madra dziewczyna z ciebie i dobrze ze masz juz za soba etap zakazow i tego calego "100%". Wyciagnelas wnioski i teraz starasz sie przekazac ta wiedze innym ludziom by nie popelniali tych bledow. Obserwuje cie na insta i dla mnie jestes duza motywacja �� pokazujesz jak naprawde wyglada twoje zycie, bez sciemniania. Zdajesz sie byc taka "rowna babka" chociaz tak naprawde sie nie znamy ☺ fajnie naprawde fajnie. Duzo dal mi do myslenia ten post �� bo tez mam swoje problemy nad ktorymi staram sie zapanowac. Napewno bede czytac twoje posty bo sa duza dawka wiedzy i doswiadczenia ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za te słowa! :) Cieszę się, że moje działania są tak odbierane. Wiedząc, że dociera to do takich właśnie osób, chce mi się dawać z siebie jeszcze więcej! :>
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  11. Świetny post! A tak z czystej ciekawości jaka jest różnica kaloryczna: ile ich dostarczałaś organizmowi przy tej "formie życia" a ile teraz? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :) Jeśli chodzi o kaloryczność, to różnica między poprzednią redukcją, a obecną wynosiła ponad 300 kcal, więc różnica dość spora- nigdy więcej takich błędów! :>

      Usuń
  12. Bardzo fajny wpis. Okazał się dla mnie całkiem motywujący, bo jestem akurat na redukcji :)

    OdpowiedzUsuń